W minioną środę, odbyło się bardzo "TRADYCYJNE" polskie święto :) Miałyśmy okazję nie przegapić tej tak ważnej uroczystości, nawet w Rumunii!
W Cluju, co może niektórych trochę zdziwić, działa Klub Języka Polskiego. Są tu dwie lektorki (jedna Polka, druga Rumunka świetnie mówiąca po polsku), które prowadzą zajęcia naszego rodzimego języka dla Rumunów. Oprócz tego, w ramach Klubu, są organizowane atrakcje związane z Polską: oglądanie filmów polskich (tutaj nasza kinematografia jest wzorem do naśladowania!) oraz okazjonalne spotkania takie jak: Andrzejki, Wigilia czy Wielkanoc.
Grupa polskich Erasmusów (a naliczyłam ich ponad 12!) została wciągnięta w działalność Klubu, więc w dniu 30 listopada zebraliśmy się by powróżyć nieznającym tych tradycji Rumunom.
Nastrój panował iście czarodziejski: świece, przytłumiona muzyka (najczęściej Marylka Rodowicz), wszyscy ubrani po cygańsku w finezyjne, kolorowe chusty na głowach, dziewczyny w zwiewne spódnice i mnóstwo biżuterii oraz najważniejsze - akcesoria potrzebne do przeprowadzenia wróżb. Było m.in.: lanie wosku przez klucz, przepowiednie z kostek, pierścionka, kubeczków z ukrytymi pod nimi przedmiotami o określonym znaczeniu, „Stateczki miłości”, obierki z jabłka, zapałki, wróżby z talii kart, dziurawienie serca z imionami, linia butów ciągnąca się za drzwi sali czy wypływające życzenia.
Tak naprawdę dopiero tutaj dowiedziałam się tyle o „tradycyjnych”, polskich wróżbach na Andrzejki ;) Było wiele zabawy, choć także trochę stresu, gdy na przykład zapalił mi się garnek z woskiem :D
W Cluju, co może niektórych trochę zdziwić, działa Klub Języka Polskiego. Są tu dwie lektorki (jedna Polka, druga Rumunka świetnie mówiąca po polsku), które prowadzą zajęcia naszego rodzimego języka dla Rumunów. Oprócz tego, w ramach Klubu, są organizowane atrakcje związane z Polską: oglądanie filmów polskich (tutaj nasza kinematografia jest wzorem do naśladowania!) oraz okazjonalne spotkania takie jak: Andrzejki, Wigilia czy Wielkanoc.
Grupa polskich Erasmusów (a naliczyłam ich ponad 12!) została wciągnięta w działalność Klubu, więc w dniu 30 listopada zebraliśmy się by powróżyć nieznającym tych tradycji Rumunom.
Nastrój panował iście czarodziejski: świece, przytłumiona muzyka (najczęściej Marylka Rodowicz), wszyscy ubrani po cygańsku w finezyjne, kolorowe chusty na głowach, dziewczyny w zwiewne spódnice i mnóstwo biżuterii oraz najważniejsze - akcesoria potrzebne do przeprowadzenia wróżb. Było m.in.: lanie wosku przez klucz, przepowiednie z kostek, pierścionka, kubeczków z ukrytymi pod nimi przedmiotami o określonym znaczeniu, „Stateczki miłości”, obierki z jabłka, zapałki, wróżby z talii kart, dziurawienie serca z imionami, linia butów ciągnąca się za drzwi sali czy wypływające życzenia.
Tak naprawdę dopiero tutaj dowiedziałam się tyle o „tradycyjnych”, polskich wróżbach na Andrzejki ;) Było wiele zabawy, choć także trochę stresu, gdy na przykład zapalił mi się garnek z woskiem :D
Ludzie byli zainteresowani, chociaż bywało ciężko - mało kto znał na tyle polski, by swobodnie rozmawiać, więc trzeba było próbować „wróżyć” po angielsku co przy braku pomysłów na to „co widać w woskowym cieniu na ścianie”, bywało bardzo uciążliwe.
Na tym spotkaniu poznałam za to wesołą Polkę, Weronikę, która mieszka w Rumunii od paru lat. Tu studiowała, poznała męża, założyła rodzinę. Powiedziała ona wtedy bardzo ważne słowa, cytat jednego z jej profesorów, który próbował opisać rzeczywistość rumuńską:
„W Rumunii musisz być jak liść na wietrze, dać się porwać”.
Słowa te bardzo trafiły do mej duszy, gdyż do tej pory zachowywałam się bardzo „z polska”: próbowałam się nie spóźniać, przejmowałam się takimi drobiazgami jak nieobecności na zajęciach, zadane "prace domowe", a także dość luźnym stosunkiem Rumunów do twojego czasu czy pracy. Po tym spotkaniu spróbuję jednak zmienić swoje życie tutaj. Jak powiedziała Weronika: „Nie warto tracić nerwów” :)
Słowa te bardzo trafiły do mej duszy, gdyż do tej pory zachowywałam się bardzo „z polska”: próbowałam się nie spóźniać, przejmowałam się takimi drobiazgami jak nieobecności na zajęciach, zadane "prace domowe", a także dość luźnym stosunkiem Rumunów do twojego czasu czy pracy. Po tym spotkaniu spróbuję jednak zmienić swoje życie tutaj. Jak powiedziała Weronika: „Nie warto tracić nerwów” :)
Poniżej trochę zdjęć z tego uroczego wieczorka:
Bardzo śmieszny moment, gdy wszyscy próbowali przeczytać po polsku "zaklęcie" czyli fragment wiersza :)
A tu ja podczas wróżenia:
Moje stanowisko pracy:
Trzy wiedźmy, od prawej: Ewelina, Gosia i ja.