Samşara czyli najwspanialsza herbaciarnia w jakiej kiedykolwiek byłam! :)
Jest to ciekawy lokal położony w jeszcze wspanialszym miejscu. Okolica to stara, willowa dzielnica. Ciągnie się niedaleko Cytadeli (w której jeszcze nie byłam), przeważają stare, duże domki-pałacyki ze sporymi podwórkami porośniętymi strzelistymi drzewami. Naprawdę pięknie!
Jest to ciekawy lokal położony w jeszcze wspanialszym miejscu. Okolica to stara, willowa dzielnica. Ciągnie się niedaleko Cytadeli (w której jeszcze nie byłam), przeważają stare, duże domki-pałacyki ze sporymi podwórkami porośniętymi strzelistymi drzewami. Naprawdę pięknie!
Idąc do Samşary nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Pierwsze wrażenie: zakaz palenia wewnątrz lokalu! Coś baaardzo rzadko spotykanego w Rumunii, bardzo nas to ucieszyło. Druga informacja na wejściu: proszę zdjąć buty. Na szczęście nikt nie miał dziurawych skarpetek ;)
Weszliśmy, a tu pusto. Jest środkowa sala, na podłodze poduszki, lada na której stoi sprzęt grający z którego leci orientalna muzyka. Nikt do nas nie wyszedł, panował wszędzie półmrok, więc całkiem zdezorientowani poszliśmy dalej. Oprócz tej środkowej, wejściowej sali, są jeszcze 3 inne, każda w innym stylu! Pierwsza to trochę taki surowy, japoński styl: oszczędność ozdób, niskie stoliki, wąskie poduchy do siedzenia, rośliny. Druga to kosmos :D Ciemne ściany, punktowe oświetlenia, konstelacje gwiezdne na ścianach i suficie. O dziwo, wcale nie wyglądało to kiczowato a bardzo nastrojowo. I trzecia sala, którą wybraliśmy, to sala orientalna. Malowidła na ścianach, kolorowe, arabskie lampy, wiszące, udrapowane zasłony nad stolikami, wielkie poduchy i dyskretnie palona shisha. Gdy przyszliśmy do lokalu prawie w ogóle nie było ludzi, cudowny spokój. Po pewnym czasie przyszedł do nas kelner: sympatyczny, młody człowiek, w „wiszących” ubraniach i z gęstą brodą :)
Wszystko było bardzo klimatyczne, więc po zamówieniu herbat i pysznej kanapki, rozleniwiliśmy się i przegadaliśmy sporo czasu w naszym kąciku. Polecam każdemu wizytę w tym miejscu gdy zawita do Cluja, a ja liczę na to, że znajdę podobny lokal w Warszawie ;)
Weszliśmy, a tu pusto. Jest środkowa sala, na podłodze poduszki, lada na której stoi sprzęt grający z którego leci orientalna muzyka. Nikt do nas nie wyszedł, panował wszędzie półmrok, więc całkiem zdezorientowani poszliśmy dalej. Oprócz tej środkowej, wejściowej sali, są jeszcze 3 inne, każda w innym stylu! Pierwsza to trochę taki surowy, japoński styl: oszczędność ozdób, niskie stoliki, wąskie poduchy do siedzenia, rośliny. Druga to kosmos :D Ciemne ściany, punktowe oświetlenia, konstelacje gwiezdne na ścianach i suficie. O dziwo, wcale nie wyglądało to kiczowato a bardzo nastrojowo. I trzecia sala, którą wybraliśmy, to sala orientalna. Malowidła na ścianach, kolorowe, arabskie lampy, wiszące, udrapowane zasłony nad stolikami, wielkie poduchy i dyskretnie palona shisha. Gdy przyszliśmy do lokalu prawie w ogóle nie było ludzi, cudowny spokój. Po pewnym czasie przyszedł do nas kelner: sympatyczny, młody człowiek, w „wiszących” ubraniach i z gęstą brodą :)
Wszystko było bardzo klimatyczne, więc po zamówieniu herbat i pysznej kanapki, rozleniwiliśmy się i przegadaliśmy sporo czasu w naszym kąciku. Polecam każdemu wizytę w tym miejscu gdy zawita do Cluja, a ja liczę na to, że znajdę podobny lokal w Warszawie ;)
Można dostrzec jeden ze stolików- na nim stoi nieduża świeca w lampie, nad nim wisi kotara i arabska lampa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz