Pozdrawiam z Rumunii! :)
Zanim zacznę opowiadać chciałabym poruszyć dwie sprawy.
Po pierwsze przepraszam za takie opóźnienie (jestem tu prawie od tygodnia), ale oczywiście na tyle pokoi to JA muszę mieć ten, w którym na razie nie ma Internetu. Nie wiadomo kiedy to naprawią (miało być we wtorek gotowe…), ale czasami łapię wi-fi na uczelni, więc całkiem kontaktu z rzeczywistością nie tracę.
Po drugie pragnę gorąco podziękować wspaniałym ludziom, którzy zrobili mi niesamowitą niespodziankę z okazji wyjazdu!
Przede wszystkim dziękuję pomysłodawczyni i organizatorce Valerce ;)
Gwiazdom srebrnego ekranu również należą się podziękowania czyli:
Dymitrowi A, Piotrowi A, Piotrowi B, Uli B, Mikołajowi D, Justynie D, Andżelice F, Marcie G, Justynie I, Jarkowi K, Dorocie K, Łukaszowi K, Damianowi L, Piotrowi O, Asi P, Ewelinie P, Tomusiowi R, Michałowi R, Oli S, Pawłowi S, Pawłowi T, Romkowi Sz, Kasi Z.
i innym, którzy odzywali się do mnie przed wyjazdem :)
Zaczynamy!
Moja przygoda z wymianą studencką Erasmus w Rumunii rozpoczyna się 29 września, w momencie wjazdu do miasta Oradea. Pierwsze wrażenie: „co to jest?!”. Jedyne co pamiętam to przerażenie i zaskoczenie, wielki hałas, samochody jeżdżące jak chcą, ludzie na pierwszy rzut oka w naszym prasko/grochowsko/jeszcze „stadionowym” klimacie, rozwrzeszczani, biegający po ulicy w tę i z powrotem, mnóstwo oparów samochodowych, z fabryk oraz domów gęsto rozsianych wzdłuż drogi. Naprawdę, chciałam od razu brać nogi za pas i wracać do Polski.
Moja przygoda z wymianą studencką Erasmus w Rumunii rozpoczyna się 29 września, w momencie wjazdu do miasta Oradea. Pierwsze wrażenie: „co to jest?!”. Jedyne co pamiętam to przerażenie i zaskoczenie, wielki hałas, samochody jeżdżące jak chcą, ludzie na pierwszy rzut oka w naszym prasko/grochowsko/jeszcze „stadionowym” klimacie, rozwrzeszczani, biegający po ulicy w tę i z powrotem, mnóstwo oparów samochodowych, z fabryk oraz domów gęsto rozsianych wzdłuż drogi. Naprawdę, chciałam od razu brać nogi za pas i wracać do Polski.
Ogólnie Rumunia, gdy się jedzie od strony Węgier, jest piękna. Góry nie są strome, choć czasami dość wysokie, porośnięte lasami, przeplatane łąkami czy polami. Jechało się tu przyjemnie bo i drogi są w całkiem dobrym stanie. Niestety na temat ogólnego krajobrazu Rumunii nie mam na razie wiele do powiedzenia, bo poza miasto jeszcze nie jeździłam, a po drodze jedynie można było takie widoczki zobaczyć:
O czym jeszcze warto wspomnieć w związku z podróżą? Bardzo zaskoczyło mnie miasteczko Huedin. Ogólnie jest to zwykła mieścina, ale gdy wjeżdżamy w teren zabudowany wyrastają przed nami wysokie, kilkupiętrowe, nowo wybudowane domy z niesamowitymi dachami. Mam wrażenie, że budowniczowie prześcigali się w ilości skosów, zawijasów i ozdóbek. Niestety, nie mam pojęcia jakie te dachy mają znaczenie.
Gdy dotarłam do mojej miejscowości, czyli do Cluj-Napoca (czyt. Kluż-Napoka), wcale nie poprawił mi się humor. Pierwsze wrażenie na pewno było dużo lepsze niż w przypadku Oradei, ale mimo wszystko zaczynałam żałować decyzji. Sytuacji nie poprawił fakt, że pomimo posiadania mapy i przepytania kilkunastu osób szukaliśmy akademika przez 1,5h kręcąc się wokół niego, ani to, że po tak długiej podróży czekałam w kolejce przez 2 godziny na zakwaterowanie…
Na szczęście mój pokój pozytywnie mnie zaskoczył. Całkiem spory, dwuosobowy (na razie jestem sama!), z łazienką i małą kuchnię gdzie mam lodówkę i parę szafek.
Tak naprawdę do pokoju weszłam około godziny 18 czasu miejscowego (godzinę później niż w Polsce), więc jedyne co zrobiłam to rozpakowałam się i poszłam spać.
Kolejny dzień zaczęłam od… wyspania się :D Jak wygramoliłam się z łóżka to zaczęłam robić to co robię od tygodnia czyli łazić po mieście i zwiedzać, co tamtego dnia nazywało się po prostu „iść przed siebie”. Jak już trochę ochłonęłam i zaczęłam inaczej patrzeć na okolicę, to zaczęłam zmieniać opinię.
Cluj jest stary i piękny, ale bardzo zaniedbany. Ma parę minusów:
1. coś co mnie niesamowicie irytuje, czyli KABLE.
Są wszędzie! Przyczyną są trolejbusy, które są tu główną komunikacją publiczną, ale także zwykłe niedbalstwo. Na słupach potrafi wisieć kilkadziesiąt różnej wielkości kabli. Zresztą pojawią się one na wszystkich zdjęciach robionych przez ulicę.
2. chaos w budownictwie.
Wszystko jest wymieszane. Najczęściej bywa tak, że stoi budynek, stary, zniszczony z wywalającymi się śmieciami zza dziurawych drzwi, obok piękny, nowo-odrestaurowany z podobnej epoki, następnie blok typowo komunistyczny, fabryka z dymiącymi kominami, cerkiew, a na koniec jeden z nielicznych nowoczesnych budynków. Miasto kontrastów. Tu oto przykład-po lewej nowoczesny budynek Uniwersytetu Medycznego, obok nieczynna fabryka, a z prawej prawosławna cerkiew przyszpitalna.
3. to o czym wcześniej wspomniałam: ogólne zaniedbanie.
Nawet w ścisłym centrum miasta nie doświadczymy jednolitego obrazka stojących obok siebie pięknych, odrestaurowanych budynków z dawnych wieków. Dodatkowo zaglądając na podwórza możemy się jeszcze bardziej przerazić. Mnie rozbroiła sytuacja, gdy na zaśmieconym, maleńkim podwórku na tyłach kamienicy stał nowiuteńki Mercedes :) Chociaż z drugiej strony widać, że miasto powoli, powoli bierze się za renowację-trwają remonty niektórych zabytków.
Zaczęłam od wad bo mam zamiar więcej opowiedzieć o ZALETACH :)
Ogólnie czuję się jakbym trochę cofnęła się w czasie. Przyczyną jest oczywiście stare budownictwo-jak wspomniałam, nowoczesnych budynków jest niewiele, a i to raczej rozsiane po uliczkach.
Pierwsze wzmianki na temat osady Napoca pojawiły się już w II w.n.e. (Mam wrażenie, że Rumuni bardzo szczycą się swoim romańskim pochodzeniem. Oto pomnik na głównym bulwarze:)
A z drugiej strony podkreślają swoją przynależność do Unii Europejskiej-wszędzie gdzie wisi flaga rumuńska, jest też flaga Unii.
Napoca już w 124 r. n.e. otrzymało status miasta, później po opuszczeniu tych terenów przez Rzymian, miasto nadal się rozwijało aż do 1241r. kiedy to zostało doszczętnie zniszczone przez Tatarów. W 1405r zyskało status „wolnego miasta”, co zaowocowało gwałtownym rozwojem. W XVw. zaczęto zapisywać je w dokumentach jedynie jako „Cluj”, dopiero w 1974r, w 1850 rocznicę nadania miejscowości praw miejskich, dla podkreślenia rumuńskich korzeni dołączono drugi człon nazwy „Napoca”.
Dzisiaj miasto ma podobny status jak nasz swojski Kraków. Drugie miasto w państwie, większość mieszkańców to studenci oraz życie miasta toczy się wokół centrum.
Nie potrafię nazwać tego obszaru Starym Miastem, ponieważ nie widać granicy oddzielającej nowe od starego. Całe miasto jest staroświeckie. Wobec tego centrum nazywam obszar rozciągający się od Piaţa Unirii („Piaţa”-sądzę, że można przetłumaczyć po prostu jako „plac”) do Piaţa A. Iancu. Piaţa Unirii można nazwać głównym rynkiem miasta, chociaż nie stoi na nim ratusz a przepiękna Biserica romano-catolică Sf. Mihail (kościół rzymsko-katolicki św. Michała). Świątynia ta jest drugim co do wielkości kościołem w Rumunii.
Fragment placu (po lewej jest kościół):
I grupa dzieci, które pod opieką opiekunek biegały przemoczone bawiąc się w fontannie ;)
Idąc dalej dochodzimy do „bulwaru” czyli blvd Erolior. Jest to ulica na której z lewej strony jest deptak z różnymi lokalami, a z drugiej ruchliwa, dwupasmowa ulica. Należy zauważyć, że nawet wokół „rynku” jeździło bardzo dużo samochodów.
Blvd Erolior:
Na chwilę wrócę do kwestii samochodów. Niestety, jest ich tyle co kabli. Większość to narodowe Dacie, sporo także starych samochodów i wiele taksówek. Tak naprawdę taksówka (ok. 1,8 lei/km., 1 lei~1zł, w zależności od kursu euro) albo własne nogi to najlepszy sposób poruszania się. I jeszcze jedno: samochody parkują wszędzie! Zdarza się, że w środku miasta jeden pas ruchu jest zajęty przez zaparkowane samochody.
następnie prawosławną:
i sporo różnych cukierni, restauracji rozstawionych na deptaku czy dziwnych sklepów (np. Hong Kong Magazin).
Blvd Erolior długa nie jest, ale kończy się placami Piaţa A. Iancu i Piaţa Ştefan cel Mare. Po prawej stronie, na Piaţa Ştefan cel Mare stoi Teatr Narodowy i Opera Rumuńska,
a po lewej na Piaţa A. Iancu przepiękna Catedrala ortodoxă română (katedra prawosławna).
Zachwyciło mnie zwłaszcza jej wnętrze. Niestety, nie mam dla Was zdjęć. Mogę jedynie trochę ją opisać: niezwykle wysoka i długa, Ikonostas z bardzo ciemnego złota na którym jest wiele małych ikon przedstawiających różne święta, do tego ciemne freski, okna nieduże, wysoko rozmieszczone. Naprawdę ma niesamowity klimat, chociaż wybudowana była zaledwie około 100 lat temu! Byłam tam ostatnio w niedzielę na Liturgii. Pomimo mojego zachwytu będę chodzić gdzie indziej-mnóstwo ludzi (wiem, brzmi to dziwnie dla warszawiaków), którzy cały czas chodzą po cerkwi! w trakcie nabożeństwa
Ulica 21 Decembrie 1989 jest równoległa do blvd Erolior. Wracając nią w stronę Piaţa Unirii natknęłam się po drodze na pochód postaci ze średniowiecza ;)
A oto i parę zdjęć zrobionych na ulicy 21 Decembrie 1989:
I tak naprawdę to jest ścisłe centrum. Tworzy jest prostokąt: na wschodzie Piaţa Unirii, na południu blvd Erolior, na zachodzie Piaţa A. Iancu, a na północy blvd 21 Decembrie 1989.
Oczywiście to nie jest cały Kluż! I to nie wszystko co widziałam ;)
Przez następne dni dalej rozszerzałam swoją znajomość miasta. Po trochu odbijałam w różne dzielnice. Można powiedzieć, że wcześniej wspomniane centrum jest w samym środku miasta. Na razie zbadałam dzielnice w stronę zachodnią, południową i na północ.
Strona południowa.
Zaczynam stąd bo najbliżej mojego kampusu :)
W tych okolicach mieści się obszar głównego gmachu Uniwersytetu Babeş-Bolyai na którym, mam nadzieję, w końcu zacznę studiować… Ogólnie budynki UBB są rozrzucone po całym mieście (prawie jak UW), ale mój główny wydział mieści się tuż obok gmachu uniwersyteckiego:
Budynek jest ogromny toteż nie udało mi się objąć go na zdjęciu całego.
W pobliżu są też mury starego Cluja i kościół, który jakby „stapia się” z murami:
Strona zachodnia.
Jak dla mnie typowe blokowiska :) Daleko się nie zagłębiałam, ale spory kawałek zobaczyłam. Wrzucam Wam parę różnych zdjęć:
Nie brak i takich obrazków wśród blokowisk, ale i na tyłach kamienic w centrum także na nie można się natknąć.
Strona północna.
Można rzec, że jedna z bardziej uczęszczanych dzielnic. Tu bardzo często widać kontrasty. Nowoczesny budynek Banca Transilvania, obok odrestaurowane budynki z wieżyczkami i wykuszami, a za rogiem rozsypująca się kamienica czy wielka bryła z ogromnym plakatem i znaczkiem Mc’Donalda. Ta część miasta ciągnie się wzdłuż ulicy Horea, na której również będę mieć zajęcia. Przeszłam ją aż do Dworca Kolejowego. Po drodze trafiła mi się cerkiew ze specyficznym dachem i synagoga.
O, i rzeka: Mały Samosz:
Zapomniałam wspomnieć, że został mi jeszcze obszar niezbadany czyli wschód (mój akademik mieści się na południowy-wschód od rynku) oraz północny wschód. Przyjechaliśmy do miasta od wschodu, ale nie widziałam wiele-jedynie obrzeża miasta i jakieś supermarkety, ale pewnie i tam niedługo się wybiorę, by zbadać wszystko. Północny wschód to jeszcze fragment „starego miasta”, na razie jedynie tam zajrzałam:
A teraz parę ciekawostek:
1. na szczęście to jeden z nielicznych pojazdów POLITII :)
2. a to precel (zapomniałam jak się nazywa), który jedzą tu wszyscy!
Kosztuje 1-1,5 lei, jest cieplutki i może być z sezamem, makiem i czymś jeszcze-próbowałam jedynie sezamu, więc nie wiem jaki jest trzeci rodzaj ;)
3. a to jeden z fast foodów:
mnie jakoś tam nie ciągnie (logo jest przerażające!), ale ludzie się nie boją i bywają niezłe kolejki do tego przybytku.
4. Na ulicy sprzedają smażone/prażone (?) kasztany.
na razie się bałam je kupować, ale dziś podejrzałam jak dzieciak je jadł, więc pewnie się skuszę ;P
Jeżeli chodzi o miasto to tyle :)
A co u mnie?
W sumie dobrze się tu czuję. Szybko się zaaklimatyzowałam, nawet polubiłam to miejsce, choć nie potrafiłabym tu żyć na stałe. Trzeba przyznać, że żyje się spokojniej niż w Warszawie, ludzie tak nie pędzą, wręcz przeciwnie-raczej nikomu się nie spieszy. Na razie mam takie odczucia, ale zobaczymy co będzie jak zacznę chodzić na zajęcia ;)
A propos studiów! Na razie nie chodziłam na wykłady, ponieważ tutaj też jest niezły chaos, jak na naszym rodzimym UW :) Nikt nie przesłał mi żadnych informacji o planie, więc sama się wybrałam w sobotę by cokolwiek się dowiedzieć (w poniedziałek zaczynały się zajęcia), ale okazało się, że w soboty i niedziele żadne urzędy nie pracują i mam się zgłosić we wtorek, bo „w poniedziałek dużo pracy będzie”. I tak się to ciągnie: chodzę tam codziennie a dopiero dziś dostałam rozkład zajęć, by móc sobie je wybrać (tak by otrzymać te 30 ECTSów, co jest problemem bo oni mają ok.25 ECTSów w I semestrze 3 roku). Niestety, jutro też jeszcze nie pójdę na zajęcia bo muszę znów udać się do biura by dowiedzieć się czemu w ciągu jednych zajęć są 3 przedmioty i na co mam chodzić…
Ale cóż :) Wobec tego idę dopiero w poniedziałek, bo piątki wg. planu są wolne. Pytałam się koordynatorki Erasmusa to podobno profesorzy nie robią problemów nam, erasmusowcom w pierwszym tygodniu-mam taką nadzieję!
Co warto powiedzieć o studiach tutaj: zajęcia trwają 2 godziny zegarowe, a przerw nie ma… I są rozrzucone po różnych budynkach, gdyż wydziały mieszczą się w starym budownictwie i czasami wychodzi, że w jednym budynku są tylko dwie sale albo sala 105 okazuje się toaletą jak dla pewnej dziewczyny, którą właśnie tam poznałam ;)
Co do języka to jak na razie umiem powiedzieć tylko „Dzień dobry” i „Dziękuję”. Nie przejmuję się tym zbytnio, bo od czwartku mam mieć zajęcia z rumuńskiego, a po za tym bardzo dużo ludzi mówi tu po angielsku. A jak nie, to język „machanie rękami” też się sprawdza ;)
Wiem, że przedstawiłam Wam obraz Cluj-Napoca nie tak jak pewnie sobie go wyobrażaliście, ale ja też przyjeżdżając tu miałam inne wyobrażenie. Mimo wszystko cieszę się, że tu jestem. Miasto naprawdę ma swój urok, którego nie da się opisać słowami czy zdjęciami. Trzeba po prostu się przejść, usiąść pod Katedrą na ławeczce, powygrzewać się w słońcu (mam tak ok. 25’C), pozaglądać w różne uliczki i nie spieszyć się.
Co jeszcze jest ważne? Ludzie są bardzo uprzejmi. Nie tylko wytłumaczą i pomogą ale także pójdą z Tobą by Ci pokazać drogę, rozrysują na kartce mapkę czy będą powtarzać wskazówki aż zrozumiesz :) Zapomnijcie o obrazie „Rumuna z bazaru”. To nie w Cluju.
Się rozpisałam, współczuję Wam czytania moich wypocin :)
Ale obiecałam, więc musiałam streścić mój pierwszy rumuński tydzień. Nie bójcie się, nie mam zamiaru pisać codziennie. Jak będzie się coś ciekawego działo to się odezwę ;)
Pozdrawiam i ściskam!
Ola
ooo Olu jak miło, że będziesz opisywać swój pobyt:) na pewno będę stałym czytelnikiem:) ładne zdjęcia, miasteczko wydaje się bardzo klimatyczne i chyba dopisuje Wam pogoda:) buziaki:*
OdpowiedzUsuńsympatycznie, ale popraw kadrowanie zdjęć :) Pozdrawiam i Powodzenia. Kruk
OdpowiedzUsuńrzeczywiście się rozpisałaś! i bardzo dobrze! super, że zamieszczasz tyle zdjęć, jak widzę Cluj-Napoca to bardzo eklektyczne i ciekawe miasto. trzymam kciuki żebyś ogarnęła chaos organizacyjny na uczelni i cieszę się, że tak świetnie się tam odnalazłaś:):*
OdpowiedzUsuńa ja zobaczywszy nazwę miejscowość śmiałem się przez pół godziny, oczywiście dopóki nie spostrzegłem, że brzmi ona zupełnie inaczej;P
OdpowiedzUsuńFajnie Ci tam, w tej Rumunii! Sam bym pojechał :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z Białegostoku:)
OdpowiedzUsuńAnia Cz.
Olu, czekam na kolejną notkę, zaniedbujesz trochę swoje polskie lemuurki..
OdpowiedzUsuńPisz co u Ciebie, jak się wszystko układa ;*
Pracuję nad kolejnym postem, do niedzieli powinnam go wstawić. Po za tym jak dobrze pójdzie to będzie sporo do czytania :)
OdpowiedzUsuńOgólnie na razie wiele się nie działo, zwłaszcza, że miałam tydzień wolnego.
Dodatkowo dopadła mnie pewna choroba zwana "lenistwem". Ale już się leczę i obiecuję poprawę! :)
Ola